Kategoria: Komunikaty Biura Prezydenta
Stuła i karabin
Przez wiele lat ks. Józef Gucwa był rektorem kościoła św. Kazimierza w Nowym Sączu, popularnej "Kaplicy Szkolnej", katechetą młodzieży gimnazjalnej. 18 listopada 1952 r. przejął w zarząd "Kazimierzowską Rodzinę", w listopadzie 1958 r. rozpoczął budowę domu katechetycznego, który ukończył w 1961 r. 23 listopada 1968 r. radio watykańskie ogłosiło wiadomość o nominacji ks. Józefa Gucwy na biskupa - sufragana diecezji tarnowskiej. Było to ważne i radosne wydarzenie dla mieszkańców Nowego Sącza. Tyle jest zatem wspomnień o nim, ilu jego sądeckich uczniów.
- Jako uczennica liceum pedagogicznego uczęszczałam na religię do popularnej "ciuciubabki", budynku obecnego IV LO im. Bolesława Chrobrego przy ul. Jagiellońskiej 61, a następnie do kościoła na Starym Cmentarzu - wspominała mgr Zofia Ledzińska-Zwolenik. - Zapamiętałam przede wszystkim humor (lubił żartować) naszego katechety, elokwencję. Zawsze zadbany, przystojny, wysoko ceniący godność i swoje powołanie. Powiem szczerze: myśmy go serdecznie kochały, była to niewątpliwie miłość piękna i szlachetna. Uczyłyśmy się religii nie tylko dla Pana Boga, ale i dla naszego Księdza Profesora. Oblewałyśmy się rumieńcami wstydu, a czasem i łzami, gdy coś na lekcji nie wychodziło. Wyrozumiałość księdza dawała wtedy znać o sobie: powiadał "nie martw się, na przyszłej lekcji będzie lepiej".
Kolejne roczniki młodzieży zdawały matury i szły w świat. Młode pary, które stawały przed ołtarzem, nie wyobrażały sobie, aby kto inny mógł być celebransem podczas ich ślubów. Również dziś ksiądz Gucwa rozpoznaje podczas pobytów w Sączu swoich byłych wychowanków. Pamięta o zjazdach, rocznicach.
W leśnych koszarach
Józef Gucwa urodził się 20 grudnia 1923 r. w starej królewskiej wsi Kąclowa koło Grybowa. Ojciec Kasper Gucwa i matka Anna Kmak byli rolnikami. Wzgórze, które zamieszkiwali, nazywano... Małym Kasprowym Wierchem.
Naukę w gimnazjum w Grybowie i Tarnowie (mała matura w Gimnazjum i Liceum im. Brodzińskiego w 1939 r.) przerwała wojna. Najpierw wrześniowa ucieczka na Wschód aż po Stanisławów, powrót, zawiązanie konspiracji w ZWZ AK, namierzenie przez gestapo, "kocioł" w rodzinnym domu. Szukając Józka, Niemcy zmaltretowali ojca, grożąc, że jeżeli syn się nie zgłosi na przesłuchanie, rodzina pójdzie do obozu, a gospodarstwo zostanie skonfiskowane. Wyznaczyli jednocześnie nagrodę za wskazanie miejsca jego pobytu.
"Byłem gotów zgłosić się na gestapo, by ratować rodzinę. Wtedy ojciec powiedział: Jestem już stary, jeśli trzeba będzie, raczej ja pójdę do obozu...".
Ciągle poza domem, w leśnych koszarach, noce w stodołach i na polanach, w lasach nad Gródkiem, Szymbarkiem, Ropą i Bystrą, aresztowania i prześladowania przyjaciół i bliskich, pacyfikacje i obławy, wyroki na kolaborantów - wszystko to pięknym językiem opisuje biskup Gucwa w książce "Z leśnych koszar do kapłaństwa". Wspaniała, porywająca lektura, pełna udokumentowanych faktów, anegdot, przepojona poetyką, zespoleniem człowieka, przyrody i Boga.
"Ukrywałem się na zmianę u Franciszka Kmaka, u Franciszka Lichonia w Białej Wyżnej, u ciotki Marii Witek w Sośniu, u Jana Skraby przy Chełmie, u Władysława Radzika, Jana Gołyźniaka i Liszki w Gródku". Józefowi przypomniała się wtedy Mickiewiczowska "Pieśń żołnierza": "Ja w mej chacie spać nie mogę, chcę u ciebie spać, kolego...".
Ożywają na nowo nocne posiady u ks. prałata Ignacego Dziedziaka na plebanii na Podchełmiu, zwanej przez Niemców - "Banditen Kirche", a także samotne, zmarznięte Wigilie młodego Józka, gdzieś na śniegu, z sarnami, a także naturalistycznie opisane potyczki z okupantem, śmierć kolegów, fałszywe kenkarty, dziesiątki cudownych ocaleń, szpitalik dla leśnych w domu Górskich w Szymbarku, matura w konspiracji i egzamin bez taryfy ulgowej, w 1944 r. - wszystko pod hymnem:
"Naprzód do boju, żołnierze Polski Podziemnej. Za broń! Boska potęga nas strzeże, woła do boju nas dzwon. Godzina pomsty wybiła za zbrodnię, mękę i krew. Do broni! Jezus, Maryja! Żołnierski woła nas zew".
Niedoszły wyrok na konfidencie
Grupa partyzancka Józefa wiosną 1943 r. otrzymała zadanie wykonania wyroku śmierci na konfidencie gestapo, Władysławie G. z Białej Niżnej. Ten człowiek zadenuncjował kilku Polaków i winien był ich aresztowania, śmierci przez rozstrzelanie lub zsyłki do obozu koncentracyjnego. Gucwa relacjonuje tę akcję w osobie trzeciej, ale wygląda na to, że był jej bezpośrednim świadkiem-uczestnikiem:
"Pewnego wieczora trzech partyzantów AK udało się z Podchełmia na Białą Niżną, aby wykonać wyrok Sądu Specjalnego Polski Podziemnej za zdradę i działalność ogromnie szkodliwą dla Narodu. Zdawano sobie sprawę, że ten pierwszy akt partyzanckiej sprawiedliwości odbije się głośnym echem w całej okolicy, podniesie udręczone społeczeństwo na duchu, a dla zdrajców będzie ostrzeżeniem. I tu wyłoniła się pewna przeszkoda. W domu konfidenta zmarły niedawno ojciec leżał w trumnie, dom był wypełniony ludźmi, a Władysław G. siedział w kuchni przy stole, niedaleko okna, padł strzał oddany tak, by nie zranić kogoś innego. Rozległ się krzyk, zgasła lampa. Okazało się później, że konfident został tylko lekko ranny, zdarzenie to wywołało jednak ogromne wrażenie (...) Konfident zamieszkał na policji, musiał się strzec, wszyscy go unikali. Miał wyjątkowe szczęście. Dożył do końca wojny i zniknął bez śladu, gdy wycofali się Niemcy. Bóg go osądzi i wymierzy sprawiedliwość".
W 1943 r. Józefa Gucwę odznaczono Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami "za postawę wobec wroga i konspiracyjną służbę w warunkach bojowych". "Szumny", "Wilk", "Michał", bo takie miał pseudonimy, został w 1945 r. odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi, a w 1969 - Krzyżem Armii Krajowej.
Tuż po wygnaniu hitlerowców stanął Józef Gucwa na rozdrożu.
"Po raz pierwszy od 1942 r. poszedłem zobaczyć Grybów. Na Równiach spalony tartak, a ziemia zryta wybuchami pocisków. W pobliżu wiaduktu trupy żołnierzy niemieckich i radzieckich. W mieście dużo gruzów. Kościelna wieża zniszczona, a dach świątyni zapadnięty. Matko, Pani Grybowska, weź w opiekę swój umęczony lud! Tylu zginęło, a mnie Bóg zachował niegodnego. Najlepiej będę mógł służyć Bogu i Krakowi jako ksiądz. Trzeba powiedzieć tak."
I oto w lutym 1945 r. za radą ("pomógłbyś mi czasem w kaplicy...") księdza Dziedziaka, który otrzymał akurat wiadomość o rekrutacji na pierwszy rok studiów w Seminarium Duchownym, wybrał się Józef piechotą (pociągi nie kursowały) do Tarnowa, a z okolic Ciężkowic zabrał go radziecki samochód wojskowy. Wśród przyjętych do seminarium alumnów, obok Gucwy, byli również inni żołnierze AK, m.in. Stanisław Woda, Józef Nowak, Julian Rzeźnik.
Wykłady odbywały się po łacinie
Ze wspomnień biskupa:
"Początkowo łapałem słówka, potem rozumiałem już niektóre zdania. Po dwóch godzinach wykładu koledzy pytają mnie: - Dużo zrozumiałeś? - Prawie wszystko, tylko nie wiem, co znaczy to często powtarzane słowo "miraculum". Wybuchnęli śmiechem, bo wykład był o cudach: De miraculis".
Wykłady odbywały się w kurii, w obecnym salonie ordynariusza. Trwała jeszcze wojna. Wszyscy cierpieli biedę. Rektor seminarium jeździł furmanką do jednej z parafii nad Wisłą, aby było co do garnka włożyć. Na śniadanie i kolację podawano zwykle cienką kromkę chleba i czarną kawę bez cukru. "Nie grymasiliśmy, zaprawieni w chłodzie i głodzie. Byliśmy szczęśliwi, że możemy studiować i pracować nad sobą".
Pewnego razu młody kleryk zszedł do kuchni, aby przynieść ognia potrzebnego do nabożeństwa:
"Niosąc w ręce naczynie z kadzidłem, powoli wstępowałem po schodach. Jakże się zmieniłem, co się ze mną stało, to nie do wiary, przemknęło mi po głowie. Zamiast pistoletu i granatu - kadzidło! Uśmiechnąłem się. Taka wola Boża".
Zanim Gucwa otrzymał święcenia kapłańskie i ukończył studia teologiczne, organy bezpieczeństwa aresztowały jego ojca i brata Franciszka. Drugi brat ukrywał się aż do 1947 r. Po 5-letnim ciężkim więzieniu zmarł na serce człowiek, któremu Gucwa dużo zawdzięczał: ks. prałat Ignacy Dziedziak. Również młody ksiądz niejedną noc i dzień spędził na przesłuchaniach w UB, a w jego mieszkaniu robiono rewizje.
Od dziesiątków lat uczestniczy biskup Józef Gucwa w tradycyjnych spotkaniach kombatantów AK i BCh m.in. w Szczawie. W rodzinnej Kąclowej miejscowa szkoła otrzymała imię Stanisława Leszczyc-Przywary ps. "Szary", bohaterskiego harcerza i żołnierza AK. Staszek był najbliższym przyjacielem Józefa w "leśnych koszarach". Ojciec Staszka - profesor gimnazjalny w Grybowie, Stanisław Przywara, aresztowany po wojnie, zbiegł podczas przesłuchania z budynku UB w Nowym Sączu, ukrywał się, a po 1956 r. pracował na ziemiach zachodnich, gdzie zmarł nagle. Zdążył namalować obraz - alegorię czynu zbrojnego syna i jego przyjaciela Józefa.
Dzieląc się wspomnieniami ze starą partyzancką gwardią, nie tworzy kombatanckiej martyrologii, nie ma w nim - jak zauważał jego poprzedni przełożony ks. biskup Józef Życiński - cierpiętnictwa ani patetycznych komentarzy.
"Widoczna jest za to głęboka wiara w to, że życie ludzkie pozostaje wartościowe i sensowne dopiero wtedy, kiedy potrafimy je złożyć jako dar w służbie dla Boga czy dla braci" - stwierdza biskup Życiński.
Obecny ordynariusz bp Wiktor Skworc mówi:
- Całe życie biskupa Józefa Gucwy jest poniekąd pielgrzymką do Chrystusa obecnego w człowieku. Byłeś i jesteś wiernym świadkiem Ewangelii. Twoje życie jest nie tylko świadectwem wiary, ale i wezwaniem do tego świadectwa, skierowanym pod naszym adresem, wyzwaniem do wierności Chrystusowi. Oby i nasze kapłańskie życie było jak Twoje, nieustannym przechodzeniem od kapłańskiego, biskupiego do sam na sam z Ojcem, do bycia całym dla braci.
Dekret o sakrze biskupiej dla księdza Gucwy podpisał papież Paweł VI w grudniu 1968 r. Oficjalnie wręczył mu ją w styczniu 1969 r. ówczesny ordynariusz tarnowski Jerzy Ablewicz przy współudziale biskupów Piotra Bednarczyka z Limanowej i Jana Obłąka z Olsztyna. Przez wiele lat biskup Gucwa obejmował opieką w diecezji tarnowskiej Wydział Duszpasterstwa Rodzin, "Caritas", duszpasterstwo służby zdrowia i ludzi pracy oraz sprawy budowlane.
- Praca ma wielkie znaczenie kulturotwórcze. Poświęcając się pracy, człowiek staje się współpracownikiem Pana Boga w tworzeniu świata - mówił kiedyś biskup Gucwa w Nowym Sączu środowiskom ludzi pracy i związkowcom z "Solidarności".
- W naszej diecezji biskup-emeryt nie narzeka na brak zajęć. Zawsze znajdzie się coś do poświęcenia – powiada teraz biskup jubilat, choć akurat ostatnio musiał nieco więcej czasy poświęcić na regenerację zdrowia.
- Życie jest piękne. Cieszę się też, że moje życie było twarde. Na emeryturze nie nudzę się, nie brakuje mi zainteresowań - mówi bp. Józef Gucwa. wymieniając historię współczesną, budownictwo i sztukę sakralną. - Po za tym bardzo lubię czytać, od Pisma Świętego po utwory Mickiewicza, Sienkiewicza i Rodziewiczównej.
Niedawno biskup-wydał monografię swojej rodzinnej wsi. Książka pt. „Kąclowa – wieś i parafia nad rzeką Białą” ukazała się nakładem nowosądeckiego wydawnictwa Fundacja. Wywołała żywe zainteresowanie nie tylko w Kąclowej i Grybowie, ale też w Nowym Sączu. W przygotowaniu do druku jest teraz kolejna książka biskupa: o Stanisławie Leszczyc-Przywarze ps. „Szary” - bohaterskim harcerzu i żołnierzu AK, patronie szkoły w Kąclowej, rozstrzelanym przez gestapo, najbliższym przyjacielu z partyzantki.
Na zdjęciu: Ks. biskup Józef Gucwa podczas mszy św. w swoim byłym kościele – św. Kazimierza w Nowym Sączu, obok b. proboszcz ks. prałat Stanisław Czachor.
Jerzy Leśniak

fot. Jerzy Leśniak
Autor: -
Dodano: 2003-12-22 00:00:00
Zobacz też najnowsze aktualności
lub