Kategoria: Komunikaty Biura Prezydenta
Sandecja na czele
Po dwóch kolejkach jesiennej rundy Sandecja, z kompletem punktów, otwiera tabelę III ligi. W minioną sobotę, 13 sierpnia, podejmowała u siebie Stal Sanok. W 89 minucie, zwycięską bramkę dla sądeczan strzelił Mariusz Mężyk. Sandecja wygrała zasłużenie. Sądecka publiczność zobaczyła po raz pierwszy w akcji Edwarda Stanforda. Anglika polskiego pochodzenia, który zasilił pasy wypożyczony z Legii Warszawa. Debiut przed swoją publicznością Stanford może uznać za udany. Piszemy o nim poniżej.
Fot. saw
Englishman in New Sącz
Edward Stanford, pierwszy i jedyny angielski piłkarz w Polsce, został zawodnikiem trzecioligowej Sandecji Nowy Sącz. Zadebiutował w pierwszej kolejce nowego sezonu, w Małogoszczy, pod koniec zwycięskiego (1:0) meczu z Wierną.
Do Polski przyjechał latem ubiegłego roku.
To ojczyzna jego ojca - Marcina Bidzińskiego, który urodził się w Szkocji, ale przez lata mieszkał nad Wisłą. Zajmował się piłką jako trener i działacz. Po przeprowadzce na Wyspy cała rodzina, oprócz ojca „Ediego”, zdecydowała się zmienić nazwisko.
- Po wojnie w Anglii było dużo rasizmu, uprzedzeń w stosunku do emigrantów” – wyjaśnia Stanford. -Tata zachował nazwisko dziadka. Ożenił się. Rodzice zamieszkali w Blackburn i właśnie tam się urodziłem jako prawdziwy Anglik” – dodaje piłkarz.
W Legii Warszawa Stanford kariery nie zrobił. Niewypałem okazało się wypożyczenie go do drugoligowego Ruchu Chorzów. Teraz próbuje swoich sił w Nowym Sączu. Został wypożyczony do końca roku. Transfer był możliwy dzięki kontaktom Sandecji z Legią przy okazji transferów nastoletnich napastników Macieja Korzyma i Dawida Janczyka do stołecznego klubu.
-Tak się ostatnio złożyło, że Warszawa jest blisko Nowego Sącza, czy też Nowy Sącz blisko Warszawy” – mówi z uśmiechem wiceprezes Sandecji Józef Kantor.
Ma nadzieję, że na tym piłkarzu się nie skończy.
- Stanford ma soczyste uderzenie z lewej nogi, z prawej również. Podczas treningów odczuli to na własnej skórze nasi bramkarze” – chwali go trener Janusz Pawlik. W Legii, ze względu na podobieństwo do brazylijskiego obrońcy Realu Madryt (niski wzrost i mocne kopnięcie lewą nogą), część kibiców okrzyknęła go swoim Roberto Carlosem.
- Braki wzrostowe nadrabia zadziornością i zaangażowaniem. Spadł nam jak z nieba, bo nie mieliśmy w zespole lewonożnego zawodnika” – dodaje szkoleniowiec Sandecji.
Stanford nie ma problemów z polskim słownictwem piłkarskim. Rozumie wszystkie polecenia na treningach. Ma pomóc klubowi w spokojnym utrzymaniu się w III lidze. Trener Pawlik wspomina nawet o miejscu w pierwszej ósemce.
Edi mieszka koło uczelni, WSB-NLU. Jada w restauracji. Chwali polskie jedzenie. Twierdzi, że smakuje mu wszystko – najbardziej pierogi i naleśniki. Nie ma prawa jazdy, zapisał się na kurs, a jeździ taksówkami.
To nie jest pierwszy obcokrajowiec w Sandecji. Byli Słowacy (Jano Frőhlich - obecnie piłkarz pierwszoligowego Bełchatowa), Ukraińcy, a nawet Kameruńczyk. Anglika jeszcze nie było.
Edward Stanford urodził się 4 lutego 1985 roku w Blackburn. W miejscowym klubie uczył się grać w piłkę. Trenował też w młodzieżowych grupach Manchesteru United. Pierwszy profesjonalny kontrakt podpisał z Coventry City, skąd został wypożyczony do Tamworth FC. Jego pierwszym klubem w Polsce była Legia Warszawa, ale występował głównie w trzecioligowych rezerwach. W I lidze zagrał tylko raz – w ubiegłorocznych derbach stolicy. Ma na koncie kilka spotkań w pucharze Polski. Później trafił do Ruchu Chorzów. Teraz został wypożyczony do Sandecji. Występuje na lewej stronie, najczęściej jako pomocnik. Mierzy 170 cm, waży 70 kg.
Sławomir Sikora
Z Sandecji do I ligi?
Jak trafiłeś do Polski?
E.S. Skończył mi się kontrakt z Coventry w Anglii. W klubie uznali, że jestem za mały, żeby grać w lidze. Mój ojciec skontaktował się z polskim menadżerem (Grzegorzem Bednarzem). Pojawiła się szansa przejść do Legii. Nie miałem w tym czasie innych propozycji i trafiłem do Warszawy.
Nie powiodło ci się w Legii...
E.S. Nie dostawałem szans. Co można pokazać na boisku w 20 minut? Musiałbym grać w kilku meczach, by pokazać co naprawdę potrafię. Jestem trochę rozczarowany, że trener na mnie nie stawiał, że nie miałem miejsca w pierwszym składzie, ale tak to bywa...
Dlaczego Ruch Chorzów?
E.S. Nie mam pojęcia. Legia mnie tam wysłała. To nie był dla mnie dobry czas. Zagrałem kilka razy, być może nie byłem w najwyższej dyspozycji, ale później trener pomijał mnie w składzie aż przez dziewięć meczy. Jak miałem odzyskać formę? Gdy wróciłem do Legii, Jurek Kopiec – on jest teraz moim menadżerem – zaproponował mi przyjazd do Sącza. Mam nadzieję, że z Sandecji przebiję się do I ligi.
Najpierw I liga w Warszawie, później II liga w Chorzowie, teraz III liga w Nowym Sączu. Nisko, coraz niżej. Traktujesz Sandecję jako zesłanie?
E.S. Absolutnie nie. To jest dla mnie bardzo dobry klub. Mam tu szansę grać w piłkę. Liczę, że w Sandecji uda mi się wyrobić nazwisko i przejść później do wyższej ligi. Czuję się bardzo dobrze. Wszyscy traktują mnie przyjaźnie.
Rozmawiamy po angielsku. Jak się dogadujesz z kolegami i trenerem?
Będzie lepiej, ale jeszcze nie (po polsku). Rozumiem sporo, ale nie potrafię gadać (po polsku).
Nowy Sącz / Warszawa
Paweł Sikora RMF FM
Autor: -
Dodano: 2005-08-17 00:00:00
Zobacz też najnowsze aktualności
lub