Kategoria: Komunikaty Biura Prezydenta
120 lat "elektryka"!
Piękny jubileusz 120-lecia działalności obchodził w miniony piątek Zespół Szkół Elektryczno-Mechanicznych im. gen. Józefa Kustronia. Szkoła już w trzech wiekach towarzyszyła i towarzyszy Nowemu Sączowi w ważnych chwilach, wychowuje, daje zawód i jest miejscem autentycznego dojrzewania młodego człowieka.
Ci zapaleńcy, którzy 120 temu tworzyli podwaliny ówczesnej Szkoły Przemysłowej Uzupełniającej, a potem już w wolnej Polsce, w latach dwudziestych XX wieku reaktywowali kształcenie zawodowe w Nowym Sączu, pewnie nie spodziewali się, że ich placówka stanie się jedną z najlepszych w mieście i regionie.
Goście uroczystości jubileuszowych w „Sokole” podkreślali, że efekt 120-letniej pracy jest godny podziwu i uznania. Wszyscy kłaniali się nisko ponadwiekowej tradycji, zapoczątkowanej jeszcze w XIX stuleciu, w latach, gdy za sprawą budowy tarnowsko-leluchowskiej linii kolejowej Nowy Sącz wydobył się z cywilizacyjnego marginesu i zyskał świeże impulsy rozwojowe.
Zarówno Szkoła Przemysłowa, jak i jej spadkobiercy – m.in. Publiczna Dokształcająca Szkoła Zawodowa, Liceum Mechaniczne, Szkoła Metalowo-Budowlana, Technikum Elektryczne i wreszcie Zespół Szkół Elektryczno-Mechanicznych - były kuźnią kadr dla sądeckich przedsiębiorstw i instytucji.
Z „elektryka” wywodzą się znakomici fachowcy, dyrektorzy i specjaliści, sportowcy – olimpijczycy, a nawet w niedalekiej przeszłości prezydent miasta Nowego Sącza.
„Elektryk” jako zbiorowość szkolna, wnosi istotny wkład w kształtowanie osobowości, pomaga w odkrywaniu i wykorzystywaniu zdolności i darów kolejnych pokoleń sądeczan.
Spora w tym zasługa dyrektorów Szkoły, począwszy od Wojciecha Kopczyńskiego w okresie międzywojennym, po Stanisława Jawora, Stanisława Barana, Edwarda Wierzbickiego, Piotra Lasko i mojego serdecznego druha Kazimierza Sasa.
Wszyscy oni – w tym pochodzie pokoleń – wnieśli wielki wkład w rozwój i unowocześnienie szkoły.
Z okazji jubileuszu ukazała się monografia napisana Marię Siciarz, Urszulę Darę, Andrzeja Kościółka, Krzysztofa Jaworskiego, w opracowaniu graficznym Sławomira Sikory, a także spis absolwentów z ostatnich dwudziestu lat.
Na zdjęciach: Migawki z uroczystości jubileuszowych.
Fot. Jerzy Leśniak
*
Poniżej materiały jubileuszowe z „Gazety Krakowskiej” i „Dziennika Polskiego” z 20 października 2006 r.:
Kuźnia inteligencji technicznej
Nie ma drugiej szkoły średniej w Nowym Sączu, która przez ponad wiek zmieniała tyle razy swoją nazwę. Dzisiejszy Zespół Szkół Elektryczno- Mechanicznych im. gen. Józefa Kustronia to kiedyś Szkoła Przemysłowa Uzupełniająca, a następnie Publiczna Dokształcająca Szkoła Zawodowa, Liceum Mechaniczne, Szkoła Metalowo-Budowlana, Technikum Elektryczne i wreszcie ZSEM.
Kadry dla kolei
Jak wszystko, co związane jest z gospodarką i przemysłem na Sądeccyźnie, ma swoje prapoczątki i związek z budową Warsztatów Kolejowych w 1876 r. Rozbudowująca się kolej potrzebowała kadr i to bardzo pilnie. Stąd pomysł Henryka Kisielewskiego, by uruchomić Szkołę Przemysłową Uzupełniającą znalazł szerokie poparcie.
„Uzupełniające szkoły przemysłowe zajmują się kształceniem terminatorów w godzinach wieczornych, zazwyczaj od 19 do 21 oraz w dni świąteczne, a więc w tym czasie, kiedy żadny funkcjonariusz publiczny używa zasłużonego po pracy wytchnienia” – czytamy w archiwalnych rocznikach czasopisma „Szkolnictwo” z 1897 r. Do 1923 r. Szkoła Przemysłowa była czteroklasową placówką z jednym oddziałem. Kształciła młodzież w branży metalowej i ogólnozawodowej.
Były szkoły dwie
W 1924 r. szkoła zmieniła nazwę na Publiczną Szkołę Dokształcającą nr 2. Jej kierownikiem został Wojciech Kopczyński, bardzo zasłużona postać w 120-letniej historii tej placówki oświatowej. Właściwie nie była to jedna szkoła, ale dwie. Osobno uczyli się zawodu młodzi metalowcy, osobno przyszli czeladnicy, i majstrowie z rzemiosła. Godnym podkreślenia wydarzeniem o charakterze religijno-patriotycznym były obchody 50-lecia istnienia tej placówki.
Na początku okupacji niemieckiej została ona przemianowana na Okręgową Szkołę Rzemieślniczo-Kupiecką a kierował nią sądeczanin inżynier Maksymilian Geissler. We wrześniu 1944 r. naukę przerwano. We wrześniu 1945 r. Wojciech Kopczyński podjął decyzję o rozpoczęciu roku szkolnego. Szkoła mieściła się w budynku Cechu Rzemiosł.
Ciągłe zmiany i wreszcie swój budynek
W 1951 r. kolejny raz zmieniono nazwę tej placówki. W wyniku reorganizacji utworzono Liceum Mechaniczne kierowane przez Wojciecha Kopczyńskiego i Publiczną Średnią Szkołę Zawodową nr 1. Jej dyrektorem został Stanisław Jawor, kolejna zasłużona postać w historii ZSEM. Po roku funkcjonowania kolejna zmiana szyldu – na Zasadniczą Szkołę Metalowo-Budowlaną. Jak w 1955 r. zapisano w kronice, Miejska Rada Narodowa przekazał szkole budynek po szkole podstawowej przy ul. Targowej 7. Tam założono Zasadniczą Szkołę Metalową, która powstała z połączenia Szkoły Kolejowej, Budowlanej i Metalowej. Uff! Dyrektorem został Stanisław Jawor.
Tłuste lata? Takimi z pewnością są wydarzenia tego pokroju, jak oddanie do użytku warsztatów szkolnych przy ul. Zamenhofa, budowa internatu i oddanie do użytku nowoczesnego budynku szkoły przy ul. Limanowskiego. Tutaj swoją siedzibę na początku miały Zasadnicza Szkoła Zawodowa i Technikum Elektryczne. Funkcję dyrektora w 1966 r. objął Stanisław Baran.
Kustroń patronem
1 września 1974 r. szkoła zmieniła nazwę na Zespół Szkół Elektrycznych a 28 września tegoż roku patronem został gen. Józef Kustroń. W latach 1975-1982 zespołem kierował Edward Wierzbicki.W 1979 r. znowu zmieniono nazwę na obowiązującą do dzisiaj – Zespół Szkół Elektryczno-Mechanicznych. W 1982 r. dyrektorem został Kazimierz Sas. Kieruje nią z przerwami na pracę poselską.
W 1985 r., nie bez oporu ówczesnych władz politycznych, doszło do odsłonięcia popiersia bohaterskiego generała – patrona placówki. Józef Kustroń urodził się w Stryju pod Krosnem w 1892 r. Do Nowego Sącza trafił za sprawą przenosin rodziny, gdyż jego ojciec podjął pracę w Warsztatach Kolejowych. Poległ na placu boju 16 września 1939 r. pod Ułazowem. Od grudnia 1953 r. prochy generała spoczywają na sądeckim cmentarzu.
Nie tylko nauką uczniowie żyją
Jak z powyższej długiej historii szkoły wynika, zmieniał się jej profil, nazwy, kierunki kształcenia młodzieży. Kiedyś była to szkoła opanowana wyłącznie przez chłopców z całej Sądecczyzny. Dawała im dobre i poszukiwane zawody. Znaczny procent absolwentów podejmował studia wyższe. Teraz w ZSEM są dwa typy szkół: Liceum Ogólnokształcące i Technikum Zawodowe oraz liceum profilowane i Zasadnicza Szkoła Zawodowa. Naukę pobiera 864 uczniów w 29 oddziałach. Uczy ich 60 nauczycieli w pełnym wymiarze godzin, 16 w niepełnym. W administracji i obsłudze zatrudnionych jest 21 osób. Średnio licząc „Elektryk” ukończyło grubo ponad 70 tys. uczniów.
Młodzież z tej szkoły nie tylko nauką żyła. W złotej księdze szkoły widnieją nazwiska najlepszych absolwentów „Elektryka”, który dostał certyfikat „Szkoły z klasą” za liczny udział uczniów w olimpiadach, konkursach przedmiotowych. Przede wszystkim w Olimpiadzie Wiedzy Technicznej. Tradycją stały się też coroczne międzyszkolne konkursy ortograficzne. Od 10 lat działa tam Centrum Kształcenia Praktycznego.
Największą chwałę ZSEM, oprócz dokonań naukowych, przynieśli liczni sportowcy uczniowie i absolwenci szkoły. W tym gronie widnieją nazwiska olimpijczyków w kajakarstwie górskim: Wojciecha Kudlika, Jerzego Jeża, Jana Frączka, Ryszarda Serugi, Jerzego Stanka, Zbigniewa Leśniaka, Krzysztofa Bieryta. Wybitnymi kajakarzami, uczestnikami m.in. mistrzostw świata byli także: Michał Majerczak, Janusz Żebracki, Ryszard Maciaś, Adam Sowiński. Uzdolnionymi piłkarzami byli Andrzej Kuźma, Jerzy i Tadeusz Pietrzakowie, Włodzimierz Chełmecki, Wojciech Śledź, Andrzej i Adam Czerwińscy a Jerzy Zawiślan (niedawno zmarły) grał w piłkarskiej reprezentacji Polski juniorów. Jeden z największych kolarzy, Jan Magiera, też był absolwentem tej szkoły.
Nie sposób wymienić w tym miejscu wszystkich, godnych tego nazwisk...
*
Otwarci na świat
64 tys. absolwentów "Elektyka"
W tym roku Zespół Szkół Elektryczno-Mechanicznych w Nowym Sączu kończy 120 lat swej nieprzerwanej działalności. W tym czasie mury szkoły opuściło 64 tys. absolwentów, wśród nich znani działacze życia publicznego m. in.: Andrzej Czerwiński, Jan Budnik; luminarze nauki: ks. dr Marek Wójtowicz, ks. dr Tomasz Homa; wybitni sportowcy: Stanisław Mróz, Wojciech Kulik, Zbigniew Leśniak, Jerzy Jeż. Jubileusz jest okazją do podsumowań, wspomnień, odwołań do przeszłości.
Szkoła przetrwała dramat zaborów, zawieruchę dwóch wojen światowych, trudny okres komunizmu. Stawiała niepewne kroki w nowej rzeczywistości ustrojowej, starając się wykorzystać dotychczasowy dorobek dydaktyczny, ale i wychowawczy.
Patrząc na "Elektryk" z dzisiejszej perspektywy - nowoczesnej szkoły otwartej na świat, kształcącej w zawodach poszukiwanych na europejskim rynku pracy warto przypomnieć jej trudne początki:
W 1886 roku z inicjatywy Henryka Kisielewskiego powstaje 4 klasowa Szkoła Przemysłowa Uzupełniająca, kształcąca w branży metalowej i ogólnozawodowej. Tuż przed wybuchem II wojny światowej obchodzi 50-lecie swego istnienia, funkcjonując wtedy pod nazwą Publicznej Szkoły Dokształcającej nr 2. W czasie okupacji hitlerowcy wykorzystują tutejszych uczniów jako tanią siłę roboczą przy naprawach torowisk, lokomotyw i wagonów. 1 lutego 1945 roku szkoła wznawia swą działalność, prowadząc zajęcia w bardzo prymitywnych warunkach. Po wojnie kilkakrotnie zmienia swoją nazwę. W połowie lat 60-tych powstaje dzisiejsza siedziba "Elektryka" przy ulicy Limanowskiego. W 1974 roku dzięki staraniom ówczesnego dyrektora Stanisława Barana szkole zostaje nadane imię Generała Brygady Józefa Kustronia, a 5 lat później ostatecznie konstytuuje się nazwa Zespołu Szkół Elektryczno-Mechanicznych. Dziś kształci się tu 865 uczniów w 29 klasach - 15 oddziałach technikum o specjalnościach: systemy i sieci komputerowe, energoelektronika, systemy zarządzania bazami danych, mechatronika, maszyny elektryczne; 9 oddziałach liceum ogólnokształcącego z rozszerzonymi przedmiotami: językiem angielskim z informatyką, biologią i chemią, matematyką i informatyką; 4 oddziałach liceum profilowanego elektronicznego, a także w jednym oddziale zasadniczej szkoły zawodowej kształcącej w zawodzie elektryka.
Szkoła posiada certyfikat "Szkoły z Klasą", "Przyjaznej Środowisku", "Przyjaznej Szkoły".
*
Stary nowy "Elektryk"
Rozmowa z dyrektorem Kazimierzem Sasem
- Tuż po obronie pracy magisterskiej w Krakowskiej Wyższej Szkole Pedagogicznej w 1971 roku rozpoczął Pan pracę jako nauczyciel w Technikum Elektrycznym w Nowym Sączu. Jak Pan wspomina tamten okres?
- Cała epoka dzieli dzień dzisiejszy od momentu, kiedy pierwszy raz przekroczyłem próg Technikum Elektrycznego przy Limanowskiego 4. To była inna Polska, inna szkoła, która dzisiejszym nauczycielom jest nieznana. Wówczas student otrzymywał tzw. stypendium fundowane, które wiązało go umową z daną szkołą lub zakładem pracy i gdyby nie pewne wydarzenie osobiste "zainstalowałbym się" w szkole elektrycznej w Katowicach Szopienicach, z którą taką umowę podpisałem. W Krakowie poznałem jednak moją obecną małżonkę, pochodzącą ze Starego Sącza, tak więc po studiach czyniłem zabiegi, żeby przenieść się właśnie w te okolice. W ten sposób we wrześniu 1971 roku poślubiłem żonę Wandę oraz na dobre związałem się z "Elektrykiem". Bardzo ceniłem panującą tu familiarną atmosferę. Ówczesny dyrektor Stanisław Baran, Stanisław Chwastowicz, Genowefa Zając oraz wielu innych nauczycieli swoim wielkim doświadczeniem nastroili mnie wówczas optymistycznie do tego zawodu. Miałem 24 lata i pamiętam, że dla 18-latków, z którymi miałem zajęcia, byłem starszym kumplem. Starałem się być wymagający i nauczyć ich jak najwięcej, ale rozumiałem równocześnie ich słabostki, skłonności do buntu. W 1975 roku nastąpiły zmiany administracyjne kraju i powstało województwo nowosądeckie. Z "Elektryka" sporo osób przeniosło się do powstającego Nowosądeckiego Kuratorium Oświaty i Wychowania, wśród nich dyr. Stanisław Baran, który zaproponował mi funkcję wizytatora metodycznego. Miałem 28 lat i ten awans był dla mnie niebotycznym sukcesem. Po roku, ku mojemu jeszcze większemu zdumieniu, otrzymałem propozycję zostania wicedyrektorem w "Elektryku", którą z entuzjazmem przyjąłem, pełen jednak obaw, czy podołam. Życzliwe grono pedagogiczne po raz drugi pomogło mi odnaleźć się w nowej roli. Funkcję tę wypełniałem do 1982 roku, kiedy to ówczesny kurator oświaty Lechosław Miksztal zaproponował mi fotel dyrektorski. Od tamtej pory starałem się kształtować szkołę na taką, w której relacje między nauczycielami, pracownikami niepedagogicznymi oraz uczniami będą oparte na wzajemnym partnerstwie i odpowiedzialności.
- Jak duże zmiany zaszły od tamtej pory?
- Przede wszystkim nastąpiła wielka transformacja systemowa, a wraz z nią zmieniła się struktura oświaty, więc także naszej szkoły. Odchodzimy od kształcenia w tzw. "zawodówkach", kładąc akcent na edukacje techników w specjalnościach energoelektroniki, elektroniki, informatyki. Ostatnio pojawiła się u nas mechatronika - jako nowa koncepcja kształcenia kompleksowego, z którą wiążemy duże nadzieje, gdyż Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie prowadzi nabór na studia z tego zakresu. Ponadto otworzyliśmy VII Liceum Ogólnokształcące, z klasami o profilach językowo-informatycznym, biologiczno-chemicznym oraz matematyczno-informatycznym, które cieszy się także zainteresowaniem dziewcząt. Czasy są inne, szkoła, ale młodzież wciąż ta sama, ciekawa świata, poszukująca swego miejsca w życiu, czasami buntownicza, ale jest to bunt ożywczy, twórczo wpływający na nauczycieli, zmuszający ich do poszukiwania specyficznego klucza do zrozumienia swoich podopiecznych. 120 lat pięknej historii zapisanej na tysiącach kart szkolnych dokumentów pokazuje jak w soczewce wszystkie procesy społeczno-gospodarcze, które działy się w Polsce począwszy od czasów zaboru austro-węgierskiego, przez tragedię II wojny światowej do dzisiaj.
- Jubileusz to czas podsumowań. Co uważa Pan za swe największe osiągnięcie w życiu zawodowym?
- Moim największym sukcesem jest to, że potrafiłem znaleźć kontakt z drugim człowiekiem. Otwartość na ludzi daje mi poczucie, że zarówno nauczyciele, jak i uczniowie odnoszą się do mnie w sposób szczery i lojalny, a to wartości niezwykle ważne w życiu szkoły. Zawsze uważałem i dalej przy tym obstaję, że sukces pedagogiczny można osiągnąć wówczas, gdy jest się autentycznym wobec ucznia. Tylko nauczyciel o bogatej osobowości, mający ciepły i życzliwy stosunek do ucznia, może ten zawód wykonywać ze świadomością, że robi to dobrze.
- A co uważa Pan za największy sukces szkoły?
- Nasza szkoła, bez cienia zarozumiałości, jest jedną z najlepszych placówek zawodowych. Uczniowie "Elektryka" odnosili i odnoszą wielkie sukcesy w olimpiadach przedmiotowych. Prace praktyczne, wykonywane przez maturzystów-techników brały udział w ogólnopolskim Turnieju Młodych Mistrzów Techniki niejednokrotnie uzyskując tytuł laureatów. W okresie 120 lat mury szkoły opuściło 64 tys. absolwentów. Tu pracowali wspaniali nauczyciele, których nie sposób wymienić, a którzy byli patriotami, ludźmi wielkiej szlachetności, pasji i powołania pedagogicznego. Wielu z naszych absolwentów to osoby, które znane są w regionie, kraju, spełniają ważne funkcje publiczne. Wspomnę tu tylko byłego prezydenta Miasta Nowego Sącza, obecnego posła Andrzeja Czerwieńskiego, czy Jana Budnika - wójta gminy Korzenna, ale tych osób są dziesiątki. Dziewięciu naszych byłych uczniów to olimpijczycy w kajakarstwie górskim, bobslejach, kolarstwie. Podczas organizowanego przez szkołę święta sportu dzielą się z młodzieżą swymi doświadczeniami oraz bogatą biografią sportową, prezentując medale i trofea.
- Czy kierunki kształcenia odpowiadają zapotrzebowaniom rynku pracy?
- Dramat bezrobocia kładzie się cieniem na możliwościach realizowania zawodowych planów przez naszych absolwentów. Wielu z nich w poszukiwaniu lepszych perspektyw własnego rozwoju oraz zabezpieczenia ekonomicznego siebie i własnej rodziny wybiera lepiej rozwinięte kraje UE. Istnieje problem takiego doboru kształcenia, głównie zawodowego, które daje szanse na podjęcie pracy, głównie tu na miejscu - na Sądecczyźnie, dlatego prowadzimy konsultacje z Urzędem Pracy oraz władzami miasta i powiatu odnośnie wyboru specjalności.
- Czego powinno się życzyć dyrektorowi w dniu obchodów rocznicy 120-lecia powstania szkoły?
- Bym nigdy nie zszedł z drogi zachowań i działań autentycznych, bym nigdy nie musiał udawać, pozostał zawsze sobą, ze świadomością mych ułomności, które staram się eliminować. A jubileusz jest okazją, by złożyć hołd wszystkim tym, którzy sądecki "Elektryk" ukształtowali i uczynili go czołową szkołą w regionie. Obchody, na które składają się m. in. rajd szkoły, Festiwal Nauki czy Święto Sportu, mają dać obecnym uczniom i nauczycielom dozę emocjonalnych i poznawczych przeżyć, pozbawionych fasadowych i koturnowych akcentów. Mam nadzieję, że Zespół Szkół Elektryczno-Mechanicznych będzie pisał następne piękne karty swojej obecności wśród szkół sądeckich.
*
Wspomnienia - Moja Szkoła
o. Stanisław Majcher SJ :
Mogę powiedzieć, że życie księdza, przynajmniej moje, podczas długoletniej posługi w Nowym Sączu w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa, realizowało się między kościołem a szkołą. Po studiach przez dwa lata prowadziłem spotkania katechetyczne z uczniami ówczesnej Szkoły Podstawowej nr 5, a potem od roku 1972 z młodzieżą z tzw. "E
lektryka". Spotkania odbywały się przy kościele, a nawet przez jakiś czas uczyłem religii w samym kościele. W owych czasach budynek technikum znałem tylko z pozycji przechodnia idącego chodnikiem. Ksiądz w szkole był niemile widziany, przynajmniej przez niektórych. Inaczej było z młodzieżą uczącą się w "Elektryku". Nawet klasy uczące się w systemie popołudniowym uczęszczały na lekcje religii niemal w stu procentach do czasu, kiedy te prowadzone była poza szkołą. Również moje kontakty z nauczycielami - choć nieliczne - miały miejsce poza szkołą. Ale pamiętam jak na początku lat 80 doszło do spotkania z p. Wandą Polakiewicz i kierownikiem internatu. Druga strona reprezentowana przez o. proboszcza (niżej podpisanego) i Leszka Zegzdę uczącego religii przy "parafii kolejowej." Przedstawiciele "Elektryka" za przyzwoleniem dyrektora pragnęli wówczas omawiać metody wychowywania i oddziaływania na młodych. To spotkanie jak na owe czasy było, nie powiem rewolucyjne, ale na pewno nowatorskie. Chodziło przecież o człowieka i to młodego, chodziło o ucznia. W tamtych czasach sporo młodzieży z internatu i z Nowego Sącza przeżywała swoje spotkania na tzw. mszy św. oazowej. A kiedy młodzież mieszkająca w internacie mogła w soboty wyjeżdżać do domu przenieśliśmy czas tych spotkań z piątku na czwartek. Wspomniałem już kiedyś wypowiedź ks. dziekana Zenona celebrującego tę Eucharystię, który powiedział: "Ojcze Stanisławie, zazdroszczę wam tej młodzieży, ale też cieszę się z tego powodu". W tamtych latach współpraca między parafią a szkołą była ograniczona. Niemniej kontakty dotyczyły różnych płaszczyzn. I tak czasami szkole pożyczaliśmy aparaturę nagłaśniającą, a innym razem polonistka przeprowadzała próbę z grupą uczniów na plebani. Łączyło nas wiele, łączyła nas troska o młodego człowieka.
Nastały nowe czasy, nowa rzeczywistość. Katechezę wprowadzono do szkół. Jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego doszło do zapoznawczego spotkania z dyrektorem. Potem inauguracja i spotkania z młodzieżą w klasach. Rytm zajęć i czas określany dzwonkami. Wędrówki po różnych salach, wypełnianie dzienników, a przede wszystkim spotkania z nauczycielami i innymi pracownikami szkoły. Grono uczących to spora gromada osób wierzących i sympatycznych niewierzących. Bywało też śmiesznie, bo jak inaczej nazwać sytuację, kiedy któregoś dnia planowana wycieczka miała nie dojść do skutku, bo zamiast rodzica jako opiekun miał pojechać... ksiądz katecheta. Tak mogło być na początku. Z czasem głębsze poznanie się i zrozumienie pozwoliło wyeliminować takie sytuacje.
Spotkania z okazji imienin, jubileuszu, czy też dnia nauczyciela przeżywaliśmy gromadnie nad Kamienicą w Jamnicy. Miłym zaskoczeniem było dla mnie, kiedy w czasie rekolekcji szkolnych o swojej drodze do głębszej więzi z Chrystusem wypowiadali się p. Wanda Polakiewicz czy też p. Kazimiera Sarot i p. Stanisław Ruchała - absolwent technikum, a wówczas profesor "Elektryka". Zajęcia katechetyczne naznaczone rytmem jakim żyje szkoła przybierały charakter lekcji szkolnych i dużej troski trzeba było, by utrzymać atmosferę spotkań religijnych na zajęciach w szkole.
Jako ksiądz katecheta byłem angażowany na zabawach szkolnych i wycieczek w Gorce, Beskid Sądecki, czy w Tatry. Pozostawiły niezapomniane przeżycia i wrażenia. I może
podzielę się wrażeniami z wycieczki jednej klasy na Magurę Małastowską. Każdy dzień wycieczki był nie tylko zaplanowany, ale plan skrupulatnie realizowany. Przy schronisku odbył się mecz piłki nożnej, wspólne ognisko bez "herbaty z termosów". Co prawda gaszenia ogniska dokonano wspólnym wysiłkiem, odsuwając od tej akcji księdza. Późnym wieczorem konkursy, a nocą spotkanie chętnych na tzw. "chwili szczerości". Podziwiałem dobrą organizację klasy przy znacznym udziale trzech przyjaciół: Mariusza Nogę, Marcina Kałużnego i Andrzeja Kunickiego. Z tej to eskapady przyjął się zwyczaj zwracania się do katechety per "wuju". Tak zwracali się na lekcjach, na spotkaniach grupy oazowej (połowa tej klasy elektronicznej była w oazie), czy też podczas sakramentu pojednania. Wyżej wymienieni zorganizowali kurs tańca towarzyskiego aby m. in. na zabawach klasowych nie było tak jak podczas ich pierwszej zabawy, kiedy to zaprosili klasę dziewcząt z LO i przez godzinę dziewczęta stały w jednym kącie sali, a chłopcy w drugim, a kiedy szepczę im, że są gospodarzami, to w odpowiedzi słyszę, że "są jeszcze nie rozgrzani przez muzykę".
Łączyły mnie również z "Elektrykiem" przeżycia przykre i trudne, kiedy któryś z uczniów wybierał rozwiązania trudne i gwałtowne. Przychodzi o mnie uczeń i powiada, że sobie życie odbierze, bo wczoraj sympatia mu powiedziała, że już z nim nie będzie chodzić. Dla 17-latka to mógł być problemem, ale przy końcu roku szkolnego stwierdził, że już tak nie myśli. Innym razem żegnaliśmy na zawsze młodego człowieka (przyszłego elektryka), którego podczas pracy w domu przy betoniarce poraził prąd. Jakże szkoda człowieka, na dodatek tak młodego i stojącego na początku drogi życiowej.
Czyż nie jest sympatyczna postawa dwóch maturzystów, którzy mając świadomość, że ich kolega przeżywa kryzys i mając zdolności rezygnuje z matury. "Delikwent" powiada, że gdyby nie troska tych dwóch kolegów z pewnością nie przystąpiłby do egzaminu. Życie katechety w "Elektryku" pełne było niespodzianek. Chociażby sytuacja w trzeciej klasie technikum. Przychodzę na lekcję, a uczeń Jacek powiada: "Proszę, księdza, niech ksiądz odłoży temat katechezy, a powie nam: co wolno chłopcu wobec dziewczyny?"
Jak nie wspominać inicjatywy p. Wandy, która przy poparciu dyrektora stwarza grupę dyskusyjną spotykającą się raz w miesiącu, by omawiając problemy wspólnie szukać ich rozwiązania i ubogacać się wiedzą poprzez głoszone referaty. Uczący - profesorowi jak i pracownicy warsztatów poświęcali swój czas, by być nie tylko uczącymi, ale też wychowawcami. Na takie spotkanie zaproszono m. in. p. Ewę Harsdorf, która swoją szczerością, doświadczeniem ubogaciła nasze umysły i serca.
To są tylko migawki. Ale na koniec wspomnę jeszcze o dwóch wydarzeniach. Jedno z nich dotyczy byłej pani kurator, która zapewne z dużą troską, lecz dziwnie rozpracowała zmianę dyrektora. Opinia pracowników szkoły stwierdzała, że w stanie wojennym dyrektor bronił internowanych, a niektórych przeznaczył do odznaczenia już w czasie pokoju, że nie kierował się przynależnością, ale fachowością i człowieczeństwem. I na gremialnym spotkaniu rady z panią kurator zabrałem też głos rozpoczynając wypowiedź od słów: "pani prokurator..."
Czyż nie jest miłym gestem grona uczących, kiedy to na dziesięciolecie gospodarzenia jako
dyrektor spotykamy się na mszy św. aby Bogu dziękować za to, co dobrego działo się naszej szkole. Łączyła nas ofiara Chrystusa ze wspólną Komunią św. Byliśmy razem połączeni duchem i sercem. Wspomnienia tamtych lat ciągle się tworzą, a przecież jest ich tak wiele. I tu cisną się na usta słowa Juliana Tuwima:
"Szkoło, szkoło!
Gdy cię wspominam,
Tęsknota w serce się wgryza,
Oczy mam pełne łez!
...Galia est omnis divisa
In partes tres..."
Mariusz Noga (absolwent z 1995):
Nie wiem jak to się dzieje, ale zawsze kiedy myślę o tej Szkole, to myśli te są pozytywne, bardzo pozytywne! Technikum Elektryczne ukończyłem jedenaście lat temu, ale przed swoimi oczami mam wiele obrazów z tamtych czasów, noszę w sobie liczne wspomnienia tamtych dni. Pierwsze skojarzenie i związane z nim emocje, uczucia, które mi towarzyszą to życzliwość.
Życzliwość, której doświadczaliśmy ze strony nauczycieli. Wielu z nich to bardzo barwne i oryginalne osoby, które swoim stylem bycia stworzyły określony image tej Szkoły. Ludzie pełni pasji, poświęcenia i zaangażowania, otwarci na uczniów i wyrozumiali wobec nich, z dużym poczuciem humoru i optymizmu. Naprawdę traktowali nas po partnersku, pozwalali nam być sobą, liczyli na naszą aktywność, twórczość i odpowiedzialność. W tym miejscu, pragnę wymienić kilku profesorów, z całego zacnego grona: Jarosław Michalik (wychowawca), Bożena Bieniek, Krystyna Rembiasz, Teresa Stasiak, Laura Wontorczyk, Zygmunt Lis, Jerzy Lachor, Zbigniew Kudlik, Józef Pomietło, Tadeusz Romański, Stanisław Ruchała, Andrzej Jakubowski, Marek Ryglewicz, Jerzy Talar oraz Piotr Szczypuła.
Życzliwość dyrekcji w osobach Panów: Kazimierza Sasa, Piotra Lasko, Adama Leśniaka, której doświadczyłem nie tylko wtedy, gdy byłem członkiem Rady Szkoły, ale i wówczas, gdy musiałem z racji pełnionej funkcji "sołtysa" - przewodniczącego klasy załatwiać różne sprawy. Życzliwość pedagoga szkolnego Pani Wandy Polakiewicz Konickiej, która była niezwykle ciepłą osobą, chętną do pomocy i długich rozmów. Życzliwość ze strony jezuitów, którzy w "Elektryku" pełnią swoje obowiązki duszpasterskie, a w szczególności ze strony o. Stanisława Majchra, który uświadomił nam, że nasze życie jest dużo sensowniejsze wówczas, gdy zostanie dopełnione o wymiar duchowy. Tak sobie myślę, że dzięki Jego pracy staliśmy się bardziej wrażliwi, nie tylko na Pana Boga, ale przede wszystkim na drugiego człowieka, bardziej odpowiedzialni za siebie i innych. I wreszcie życzliwość w naszym zespole klasowym, a skromnie napiszę, że rzeczywiście była to wyjątkowa klasa! Pełna integracja, zaufanie, wzajemna pomoc, przyjaźnie, która trwają nadal, wspólne nietuzinkowe działania na terenie Szkoły, niezapomniane imprezy, genialne wypady w góry, wyjazdy na oazy młodzieżowe i wiele, wiele innych spraw, które nas jednoczyły.
Mam nadzieję, że choć kilka osób pamięta nas, lub choćby "kankana" zatańczonego dla nauczycieli na naszej studniówce. Cieszę się z jubileuszu 120-lecia Szkoły i z tego, że mam szansę wyrazić własną wdzięczność za czas spędzony w niej, a przede wszystkim za spotkania z ludźmi, którzy ją tworzyli. Wprawdzie nie zostałem elektronikiem, ale przecież motto Szkoły brzmi: "Uczymy się nie dla szkoły, lecz dla życia" /Seneka/. A ja mam świadomość tego, że było to bardzo ważne pięć lat w moim życiu. Dziękuję!
*
Kuźnia olimpijczyków
Absolwenci szkoły to wielokrotni mistrzowie Polski i świata
Zespół Szkół Elektryczno-Mechanicznych okazał się być kuźnią przyszłych olimpijczyków. Dziewięciu absolwentów to wielokrotni mistrzowie Polski i świata, reprezentanci naszego kraju na Igrzyskach w Monachium, Barcelonie i Sydney. Prezentujemy sylwetki niektórych z nich.
Wojciech Edward Kudlik - kanadyjkarz. Szesnastokrotny Mistrz Polski, oraz pięciokrotny medalista mistrzostw świata. Urodził się 5 stycznia 1954 r. Od 1969 reprezentował Start Nowy Sącz, potem AZS Wrocław. W latach 60-tych i 70-tych był czołowym slalomistą Polski. W 1972 roku brał udział w olimpiadzie w Monachium. Został odznaczony złotym medalem za Wybitne Osiągnięcia Sportowe.
Jerzy Jeż - kajakarz, 20-krotnym Mistrz Polski w zjeździe i slalomie, mistrz świata z 1979 r., pięciokrotny medalista świata. Urodził się 13 czerwca 1954 r. w Nowym Sączu. Reprezentował nowosądeckie kluby: Start i Dunajec. W 1972 razem z Wojciechem Kudlikiem oraz Jerzym Stanuchem brał udział w olimpiadzie w Monachium, gdzie zajął 14 miejsce na kajaku jednoosobowym (K-1). Zasłużony mistrz sportu, został odznaczony m. in. Złotym Medalem za Wybitne Osiągnięcia Sportowe.
Krzysztof Bieryt - kajakarz, mistrz Polski, uczestnik Mistrzostw świata i Mistrzostw Europy, olimpijczyk z Barcelony (1992) i Sydney (2000). Urodził się 17 maja 1974 r. w Nowym Sączy. Jako jeden z pierwszych polskich slalomistów mając 17 lat zdobył tytuł mistrza świata juniorów. Został odznaczony srebrnym Medalem za Wybitne Osiągnięcia Sportowe.
Jan Frączek - kajakarz, kanadyjkarz, slalomista, 10 -krotny Mistrz Polski, medalista i finalista Mistrzostw Świata, olimpijczyk z Monachium w 1972. Urodził się 21 grudnia 1953 r. w Nowym Sączu. W 1978 ukończył wrocławską AWF. Reprezentował Dunajec Nowy Sącz i AZS Wrocław. W 1979 został Mistrzem Świata, oraz 2-krotnie brązowym medalistą Mistrzostw Świata.
Zbigniew Leśniak - kajakarz, kanadyjkarz, Mistrz Polski, brązowy medalista Mistrzostw Świata, olimpijczyk z Monachium. Urodził się 12 marca 1960 r. w Nowym Sączu. Czterokrotnie został Mistrzem Polski w zjeździe i slalomie, a także 2-krotnie brązowym medalistą Mistrzostw Świata. W 1972 brał udział w olimpiadzie w Monachium.
Ryszard Seruga - kanadyjkarz, Mistrz Polski, mistrz Świata, olimpijczyk z Monachium. Urodzony 31 marca 1953 r. w Nowym Sączu. 11 razy został Mistrzem Polski, a w 1979 Mistrzem Świata. W latach 1975-81 był 3-krotnie medalistą Mistrzostw Świata oraz 7-krotnie finalistą. Został odznaczony Złotym Medalem za Wybitne Osiągnięcia Sportowe.
Jerzy Stanuch - kajakarz, mistrz Polski, medalista Mistrzostw Świata. Olimpijczyk z Monachium. Urodził się 17 maja 1953 r. w Nowym Sączu. Był 4-krotnym Mistrzem Polski w slalomie, 3-krotnym medalistą oraz 2-krotnym finalistą Mistrzostw Świata. Zasłużony Mistrz Sportu, został 2-krotnie odznaczony Srebrnym i Brązowym Medalem za Wybitne Osiągnięcia Sportowe.
Autor: -
Dodano: 2006-10-22 00:00:00
Zobacz też najnowsze aktualności
lub