Kategoria: Komunikaty Biura Prezydenta
Miasto posmutniało
XI Święto Dzieci Gór - ta ośmiodniowa impreza, która zwykle w lipcu dominuje życie w Nowym Sączu, przeszła już do historii, umilkły śpiewy i muzyka.
Nowy Sącz posmutniał. Gdy w niedzielę w hali festiwalowej pogasły jupitery, gdy odśpiewano wspólny hymn zbratania „Hej, Nowy Sącz”, gdy donośne "Hej, hej, ho, ho" gospodarza imprezy Józefa Brody pożegnały uczestników z publicznością, poczuliśmy się zubożeni o tę radość, jaką miastu i regionowi niósł przez cały tydzień festiwal dzieci gór.
Festiwal zwieńczyła niedzielna msza ekumeniczna w bazylice kolegiackiej Św. Małgorzaty odprawiona przez kapelana Związku Podhalan ks. Władysława Zązla, powszechne „skamracenie” połączone z tanecznymi kręgami na rynku wokół ratusza oraz wielki galowy koncert w hali widowiskowo-sportowej przy ul. Nadbrzeżnej.
Gościem imprezy był - w drodze na uroczystości odpustowe św. Kingi do Starego Sącza – ordynariusz tarnowski ks. bp Wiktor Skworc, obdarowany – jak każdy zespół - festiwalową pamiątką: dużym, wełnianym baranem (symbolem kultury pasterskiej).
Cykl tegorocznych koncertów, zarówno w hali, jak i na płycie rynku przed wiekowym magistratem, oraz podczas występów plenerowych w innych miejscowościach regionu, dostarczył słuchaczom i widzom oraz samym uczestnikom licznych wrażeń i przeżyć.
W tygodniowej imprezie wzięły udział zespoły z Dagestanu, Tatarii, Ukrainy, Rumunii, Słowacji, Turcji i Polski. Za rok folklor lachowski reprezentować będą „Piecuchy” z Nawojowej (obecnie „Piątkowioki”).
- - Festiwal się nie kończy, festiwal trwa i będzie trwał w waszych i naszych sercach jak chlebowy zaczyn na następne wypieki. Każdy człowiek, wieś, miasto, naród ma swoją przestrzeń i zabudowują ją swoją kulturą. Spotkanie w Sączu nauczyło nas, że "twoja przestrzeń może być moją", że do "szczęścia mało nam trzeba, trochę pracy, trochę chleba" - powiedział „dzietcyskom” gospodarz festiwalu, Józef Broda.
Mira Bobrowska i Aleksandra Bogucka z Rady Artystycznej Festiwalu, opiekunowie ekip potwierdzają, że siła folkloru, zwłaszcza w młodzieżowym wydaniu, jest na początku XXI wieku nadal olbrzymia, wciąż niewyczerpywalna, bo korzystająca z czystych źródeł kultury (rzeki i potoki górskie z reguły są czyste).
- Folklor jest najlepszą bronią w wychowaniu młodego pokolenia, ugruntowaniu własnej tożsamości, przeciwko unifikacji kultury hałaśliwej muzyki i wideo - mówią zgodnie członkinie Rady Artystycznej, Mira Bobrowska i Aleksandra Bogucka.
Choć zespoły rozjeżdżają się już do domów, choć rozebrano już estradę przed ratuszem, choć pozwijano flagi i opustoszała hala widowiskowa przy ul. Nadbrzeżnej, to festiwalowy zawrót głowy będzie na długo obecny w mieście nad Dunajcem i Kamienicą. Rozmawiają o nim sądeczanie w domach, dyskutują fachowcy od folkloru i etnografii.
Sądeczanie podkreślają też "odmienienie miasta", które uważane za typowo mieszczańskie, nie zawsze garnęło się do ludowej kultury. Dziś naprawdę trudno wyobrazić sobie sądecki lipiec bez Święta Dzieci Gór. A przy okazji mogliśmy zadumać się nie tylko nad kulturą ludową, jej źródłami, ale i kulturą dziecka, małego człowieka wkraczającego w życie. Kto zaś towarzyszył tym dzieciakom, choćby jako widz na płycie rynku przed pięknym stuletnim magistratem, musiał przeżyć swojego rodzaju terapię, catharsis, otwarcie na świat.
Pewnie już nigdy w takim samym gronie nie spotkamy się na festiwalu. Ale jest nadzieja, że za rok, podobne doznania będą udziałem kolejnych rzeszy młodzieży z różnych stron świata.
Na zdjęciach: Uczestnicy Święta Dzieci Gór żegnają się z miastem festiwalowym

Fot. (leś)

Fot. (leś)
Autor: -
Dodano: 2003-07-28 00:00:00
Zobacz też najnowsze aktualności
lub