Kategoria: Media informują
Władze Łącka patentują śliwowicę
Władze Łącka chcą opatentować śliwowicę łącką jako znak towarowy. - Nie może być tak, aby inni psuli nam markę, na którą pracowały pokolenia - tłumaczy wójt gminy Franciszek Młynarczyk.
Wniosek o rejestrację w Urzędzie Patentowym firmuje gminna spółka "Śliwowica Łącka". Do połowy kwietnia spodziewa się ona ostatecznej decyzji. Od poprzedniej, odmownej, która zapadła cztery lata temu, samorząd Łącka odwołał się do Naczelnego Sądu Administracyjnego i wygrał. Na tej podstawie ponowił starania.
- Początkowo twierdzono, że śliwowicę zarejestrował już któryś Polmos i dlatego nie możemy nic wskórać. Jakby nie rozumieli, że chodziło nam o "łącką śliwowicę", a nie każdą, którą robi się w kraju - uzasadnia wójt Młynarczyk ponowne wystąpienie do Urzędu Patentowego. Zastrzeżona nazwa ma przysługiwać jedynie producentom śliwowicy w jego gminie. Miejscowe władze liczą, że dzięki temu - po wejściu Polski do Unii Europejskiej - będzie można legalnie pędzić trunek w indywidualnych gospodarstwach. Za wzór podają alkohole wytwarzane przez rolników w niektórych rejonach Austrii i Niemiec.
- Chcemy takich samych warunków jak w Unii. Skoro tam wystarcza karta meldunkowa, żeby bez żadnych podatków robić 20-30 litrów czystego spirytusu na potrzeby gospodarstwa, to dlaczego mamy być gorzej traktowani? - zachwala zagraniczne rozwiązania Krzysztof Maurer, właściciel kilkuhektarowego sadu i tłoczni, a zarazem prezes powstającego stowarzyszenia Łącka Droga Owocowa. Jak przypomina, lokalny samorząd już od połowy lat 90. dąży do legalizacji produkcji śliwowicy. Wciąż bez powodzenia. Ministerstwo Finansów nie chce bowiem odstąpić od nakładania akcyzy na drobnych wytwórców alkoholu. Tymczasem z 90-procentowym podatkiem cena jest nie do przyjęcia dla konsumentów.
- Nie chodzi o to, żeby nasza śliwowica spowszechniała. Będziemy przydzielać koncesje tylko właścicielom sadów śliwkowych. Kiedy każdy podpisze butelkę swoim nazwiskiem, to nie wleje do niej byle czego - zapewnia wójt Młynarczyk.
Ministerstwo Rolnictwa nie potrafi jeszcze odpowiedzieć, jakie są szansę na legalizację śliwowicy łąckiej w Unii Europejskiej.
Śliwowicę robi się w rejonie Łącka od ponad 100 lat. Produkcję rozpoczął Samuel Grossbard, który na przełomie XIX i XX w. założył gorzelnię na gruntach wydzierżawionych od miejscowego proboszcza. Koszerny trunek pod nazwą Śliwowica Pejseczna trafiał głównie na eksport do Palestyny. Podczas wojny, kiedy zamknięto gorzelnię, nielegalnym pędzeniem zajęli się okoliczni mieszkańcy - byli pracownicy zakładu. Dziś cena pół litra sięga 40 zł, a minimalna zawartość alkoholu - 65 procent. W latach 90. konserwator zabytków uznał "łącką" za niematerialne dobro kultury. "Daje krzepę i krasi lica nasza łącka śliwowica" - przekonują napisy na oryginalnych etykietach. Najlepsza powstaje z fermentacji śliwek węgierek (bez drożdży i cukru). Zacier następnie się podgrzewa, a parę skrapla. Gotowy alkohol leżakuje w dębowych beczkach.
Ireneusz Dańko Autor:
Źródło: Gazeta Wyborcza
Dodano: 2004-04-05 00:00:00
Zobacz też najnowsze aktualności
lub