Kategoria: Media informują
Koronka do Miłosierdzia
Byliśmy na pogrzebie Tego, który odmienił świat
Pięcioosobowej mszańsko-sądeckiej wyprawie na pogrzeb Jana Pawła II przewodniczył proboszcz Raby Niżnej, ks. Marian Krzystek. Kierownicę vw passata pewną ręką trzymał wójt gminy Mszana Dolna, Tadeusz Patalita.
- Jestem z ostatniego rocznika kapłanów, wyświęconych przez kardynała Wojtyłę 15 maja 1978 r. - opowiadał w samochodzie ks. Krzystek.
- Pierwszą moją parafią, tak samo jak dla młodego księdza Karola Wojtyły była Niegowić koło Bochni.

fot. Henryk Szewczyk
Po 16-godzinnej szaleńczej jeździe szczęśliwie odnaleźliśmy hotelik w Genazzano pod Rzymem i w środę o świcie ustawiliśmy się w gigantycznej kolejce do Bazyliki św. Piotra. Otaczali nas sami Włosi. Polacy jeszcze nie dotarli. Po czterech godzinach byliśmy już na schodach ze łzami w oczach. Jeszcze dwa kwadranse i stanęliśmy przed katafalkiem z ciałem Ojca Świętego. Porządkowi popędzali, ale my wróciliśmy do tego miejsca, gdzie leżał największy z Polaków jeszcze raz. Później trzeba było wracać do Domu Generalnego Zgromadzenia Księży Salwatorianów, gdzie ks. Krzystek ma przyjaciół.
W czwartek Monte Cassino
Do pogrzebu zostało półtora dnia. Czym wypełnić czwartek? W takiej chwili może to być tylko Monte Cassino - zapadła decyzja. A wieczorem, dyskusja: jak dostać się w piątek pod Bazylikę św. Piotra: pociągiem, autobusem, samochodem? Zdecydowaliśmy się na auto. Na rogatkach Rzymu zastaliśmy karabinierów, zawracających wszystkie samochody. Rozpacz, piechotą nie zdążymy na godz. 10 pod bazylikę.
Zawróciliśmy do tych samych karabinierów jeszcze raz.
- Ech Polacco, Polacco! - uśmiechnęli się i przepuścili. Samochód zostawiliśmy pod Domem Polskich Pielgrzymów „Corda Corti” przy via Monti i pomaszerowaliśmy pod bazylikę. Wszędzie słychać polską mowę. Tłum niesie nas na Via Conciliazione. Utknęliśmy koło zwyżki dla dziennikarzy. Telebim przed oczyma i kopuła Bazyliki św. Piotra - to wystarczyło. Włosi gwizdami przyjęli pojawienie się na telebimie prezydenta Busha juniora, Polacy klaszczą. Obie nacje zgodnie biją brawo za każdym razem, gdy kamera omiata surową trumnę Santo Padre Giovanni Paolo II. Najbardziej przejmujący moment nastąpił, gdy szambelani wnoszący trumnę do Bazyliki zrobili w tył zwrot, żeby Ojciec Święty po raz ostatni spojrzał na świat. Tu już wszyscy płakali, a na zwyżce dla dziennikarzy najbardziej moja sąsiadka z Radia Koszalin.
W gościnę i do domu…
Noc z czwartku na piątek spędziliśmy w gościnie u włoskich rodzin pod Bolonią. W tej wiosce pracują rodaczki z Raby Niżnej, które serdecznie powitały wójta Mszany dolnej i księdza proboszcza.
- Włosi kochali Ojca Świętego, ale ich wiara jest płytka - opowiada nam jedna z Polek: Marysia.
- W niedzielę kościół świeci pustkami. Zapełnia się w święta. Wszyscy wtedy przystępują do Komunii, św., choć do spowiedzi Włosi nie chodzą.
Uparte Polki z tej miejscowości wymogły na włoskim proboszczu spowiedź wielkanocną. To był ostatni przystanek naszej podróży, po którym pognaliśmy do Polski. Po drodze mijaliśmy polskie samochody z czarną wstążeczką na antenie. Rodacy pozdrawiali się klaksonem i światłami. Każdy chyba miał świadomość, że uczestniczył w historycznym pogrzebie Papieża, który odmienił świat.
Pierwszymi, którzy zainteresowali się naszym passatem, mknącym ze średnią prędkością 107 km/h byli w sobotę w nocy funkcjonariusze Straży Granicznej w Jabłonce.
- Naprawdę było 5 mln ludzi na pogrzebie? - nie dowierzali.
- W Rzymie był cały świat, zbywamy ich, bo przerwali nam Różaniec odmawiany za szczęśliwy powrót do domu.
Henryk Szewczyk Autor:
Źródło: Gazeta Krakowska
Dodano: 2005-04-11 00:00:00
Zobacz też najnowsze aktualności
lub