Kategoria: Media informują
Jan Paweł II - Jan Paweł Wielki
Jan Paweł II przejdzie do historii jako Jan Paweł Wielki, może się okazać największą postacią, jaką wydała Polska.
W moim długim życiu ocierałem się o ludzi, którzy przeszli do historii. Jako młody chłopiec kilkakrotnie widziałem marszałka Piłsudskiego. Ojciec mego szkolnego kolegi, minister Eugeniusz Kwiatkowski, zabierał nas na defilady odbywające się na placu Saskim, dziś placu Piłsudskiego. Marszałek witał się w dniu Święta Niepodległości z członkami rządu o kilka kroków ode mnie. Był wśród nich Józef Beck. W czasie wojny jako emisariusz dowódcy AK przyjęty byłem przez premiera Winstona Churchilla i ministra spraw zagranicznych Anthony Edena.
Jako konsultant Państwowej Rady Bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych miałem okazję rozmawiać z pięcioma ostatnimi prezydentami USA: Carterem, Reaganem, starym Bushem, Clintonem i młodym Bushem. Ale szczególnym przywilejem mego życia było kilka spotkań z Janem Pawłem II. Uważam to za przywilej, bo jestem głęboko przekonany, że nasz Papież jest postacią dominującą w epoce, którą przeżywamy.
Przejdzie do historii jako Jan Paweł Wielki, a może się okazać, że stał się największą postacią jaką wydała Polska, największą nie tylko w skali naszego milenium, ale dwóch tysięcy lat chrześcijaństwa. Szukam papieża wśród przeszło dwustu następców św. Piotra, którego mógłbym porównać do Jana Pawła II i nie umiem go znaleźć. Gdyby ktoś mi kazał scharakteryzować go w trzech słowach, odpowiedziałbym: miłość, mądrość i świętość.
Spotkałem po raz pierwszy kardynała Wojtyłę w roku 1975 we Frankfurcie nad Menem. Metropolita krakowski przybył tam, by wziąć udział w jubileuszu bardzo zasłużonego księdza infułata Edwarda Lubowieckiego, dawnego kapelana kardynała Adama Sapiehy. Lubowiecki, aresztowany przez Gestapo, gdy przewoził poufny list Sapiehy do nuncjusza Orsiniego w Berlinie, poddany był wyrafinowanym torturom.
Chciano wydobyć z niego, kto był autorem listu. Ksiądz Lubowiecki wytrzymał wszystko i tajemnicy nie zdradził. Ocalił przez to życie metropolicie Krakowa, księdzu kardynałowi Sapiesze. Jego następca, kardynał Karol Wojtyła, w 30 lat później w mojej obecności dziękował ks. Lubowieckiemu. Pierwszy raz widziałem kardynała, gdy odprawiał mszę świętą w Katedrze Frankfurckiej, która jest dla Niemców tym, czym Katedra na Wawelu dla nas. Karol Wojtyła wygłosił na ołtarzu płynnie, bez żadnych notatek, kazanie w języku niemieckim. Gdy przedstawiłem mu się, powiedział: - Pan nie potrzebuje się przedstawiać. Poznaję Pana po głosie, bo słucham Radia Wolnej Europy, gdy się rano golę.
Jako wyraz uznania dla zespołu polskiego Radia Wolnej Europy ofiarował mi piękną ikonę Matki Boskiej w starej, srebrnej ramce. Podpisał się na niej i postawił datę.
W kilka lat później widziałem Papieża po raz drugi w życiu, gdy był gościem prezydenta Stanów Zjednoczonych w Białym Domu. Ukazał się elicie supermocarstwa zgromadzonej przed Białym Domem w całym wielkim splendorze, jakim otoczyli go amerykańscy gospodarze. Byłem tam z żoną. Witając się z dygnitarzami, Papież rozpoznał nas w tym tłumie i bardzo serdecznie przywitał.
W kilka miesięcy później byliśmy przyjęci przez Jana Pawła II w Watykanie. Powiedziałem mu, że w czasie jego wizyty w Stanach Zjednoczonych drżeliśmy z obawy, że jakiś szaleniec może targnąć się na jego życie. - To niech Pan modli się dalej - powiedział Papież - bo to się może zdarzyć każdego dnia tutaj, w Watykanie.
Słowa te padły w listopadzie 1978 r., dwa i pół roku przed zamachem, który nastąpił 13 maja 1981 r., dokładnie co do dnia i godziny w rocznicę objawienia się Matki Boskiej w Fatimie.
W ciągu następnych lat ilekroć byłem w Rzymie, szedłem na papieską mszę świętą odprawianą przez Ojca Świętego w prywatnej kaplicy, a później za sprawą księdza Stanisława Dziwisza byłem zapraszany na pierwsze śniadanie. Przy stole był tylko Jan Paweł II i ksiądz Dziwisz. Papież powiedział mi kiedyś: - Może się zdarzyć, że nie będę mógł Pana przyjąć; to niech Pan porozmawia z księdzem Stasiem. On mi wszystko bardzo wiernie powtórzy.
Istotnie jest chyba jakimś darem Ducha św., że Papież ma obok siebie nieodłącznego towarzysza, przyjaciela i księdza, który jest mu bezgranicznie oddany i któremu może bezgranicznie ufać.
Wszystko, co usłyszałem od Ojca Świętego, traktowałem jako tajemnicę. Ale chyba po tylu latach mogę pozwolić sobie na małą niedyskrecję. Zapytałem Papieża, czy ma w swoich planach pielgrzymkę do Moskwy. Odpowiedział, że jest to jego marzeniem, które może się spełnić dopiero wtedy, gdy Rosja przejdzie na katolicyzm, bo największymi przeciwnikami jego obecności w Moskwie nie są rządzący komuniści tylko duchowieństwo prawosławne. Gdy zauważyłem, że nie zanosi się na to, by Rosjanie stali się katolikami - Papież odpowiedział: - no właśnie.
W czasie wojny i okupacji, kiedy źle działo się na frontach, a zwłaszcza po upadku Francji - Polacy, którzy w najbardziej beznadziejnych sytuacjach nadziei nigdy nie tracą, szukali jej w przepowiedniach. Największe powodzenie miało proroctwo - podobno wypowiedziane wierszem przez Adama Mickiewicza, którego duch pojawił się w roku pańskim 1912 na seansie spirytystycznym we dworze państwa Wielogłowskich. Wiersz ukazał się w "Gazecie Lwowskiej".
Proroctwo to wygłoszone na dwa lata przed wybuchem pierwszej wojny światowej przewidywało z dużą trafnością to wszystko, co Polska przeżywała w ciągu następnego półwiecza. Szczególnego znaczenia nabrały dwie strofki. W pierwszej mowa była o tym, że "trzy rzeki dadzą trzy korony pomazańcowi z Krakowa". Trzy korony to oczywiście tiara papieska, a pomazańcem był Karol Wojtyła, którego w 1912 r. nie było jeszcze na świecie. Trzy rzeki to Wisła, Dunaj i Tyber. Dunaj, bo głównym promotorem wyboru Wojtyły na papieża był arcybiskup Wiednia, ks. kardynał Konig. Dwie inne rzeki to Wisła i Tyber. Proroctwo kończyło się słowami: "aż wreszcie przyjdzie jedno wielkie serce i samo dokona cudu".
Tym wielkim sercem okazał się papież z Polski. Jego wybór wywołał w Polsce przypływ dumy narodowej, czyniąc polski naród mocniejszym w oporze.
Ojciec Święty pielgrzymując do Polski, witany tu był z niebywałym entuzjazmem przez miliony ludzi; dał wtedy swemu ludowi poczucie siły. Ludzie policzyli się wzajemnie. Z tego poczucia własnej siły i słabości władz narodziła się w rok później "Solidarność". Ojciec Święty stał się ojcem "Solidarności".
Bez niego wypadki potoczyłyby się innym torem. To co się stało później, graniczyło z cudem. Strajk stoczniowców w Trójmieście pociągnął za sobą lawinę wydarzeń, poczynając od obalenia muru berlińskiego i zjednoczenia Niemiec, a kończąc na zrzuceniu sowieckiego jarzma przez satelickie państwa Europy Środkowo-Wschodniej i rozpadzie potężnego sowieckiego supermocarstwa. I to wszystko nastąpiło bez rozlewu krwi. Spełniły się słowa przepowiedni "aż w końcu przyjdzie jedno wielkie serce i samo dokona cudu".
Jan Paweł II stał się reformatorem kościoła, który w ostatnich latach pontyfikatu Pawła VI przeżywał ciężki kryzys. Papież przyczynił się do braterskiego pojednania z wyznawcami protestantyzmu oraz judaizmu i islamu. Są to punkty zwrotne, momenty przełomu w skali dwóch tysiącleci chrześcijaństwa. Pontyfikat papieża Polaka wygasił antagonizmy na tle religijnym, które prowadziły często do bratobójczych walk i wojen religijnych.
W przeszłości wierni zjeżdzali z całego świata do Stolicy Apostolskiej, aby spotkać się z Papieżem, a ten nasz Papież - Polak wyszedł z Watykanu i wędruje jak apostoł po wszystkich kontynentach, aż po kres ziemi idąc na spotkanie z narodami całego świata.
Być może historia orzeknie kiedyś, że Namiestnik Chrystusa, Papież Jan Paweł II to największy dar, jaki wniosła polska ziemia do skarbnicy wartości ogólnoludzkich.
15 października 2003 r.
Jan Nowak Jeziorański

Fot. Sławomir Kamiński / AG

Fot. Paolo Cocco AP
Autor:
Źródło: Gazeta Wyborcza
Dodano: 2005-04-03 00:00:00
Zobacz też najnowsze aktualności
lub