Kontakt: Rynek 1, 33-300 Nowy Sącz, tel. +48 18 443 53 08, +48 18 44 86 500

Sobota, 04 października 2025 r.    Imieniny obchodzą: Rozalia, Franciszek, Konrad

Kategoria: Media informują

Bij mistrza!

Olimpijski medal stał się dla niego przekleństwem
W piątek po wizycie w sądzie umówił się z synem na sobotę. - Wezmę pieniądze z banku, będziemy robić paczki na Mikołaja, ale noc spędził już w areszcie Komendy Powiatowej Policji w Zakopanem. Policja odniosła sukces: ujęła ściganego listem gończym Wojciecha F. Zamiast z synem (z pierwszego małżeństwa) robić paczki mikołajowe, pojechał w konwoju do więzienia w Nowym Sączu. Zapowiada, że na zawsze opuści Zakopane. - To niemożliwe, przecież z tęsknoty za Tatrami wrócił do kraju - twierdzi jego brat Adrian.
Wojciech F., jedyny polski mistrz olimpijski w skokach narciarskich, od 6 grudnia przebywał w nowosądeckim zakładzie karnym, gdzie trafił oskarżony o znęcanie się nad konkubiną i jej rodziną. - W sobotę do warsztatu przyjechali policjanci na przegląd, bo ja pracuję w serwisie, i mówią, że Wojtek pojechał z konwojem do więzienia. Jak to?! Zdziwiłem się. Przecież wczoraj był w sądzie i złożył pismo, żeby go nie aresztowali, że się wcale nie ukrywa i jest w każdej chwili dostępny - Adrian, o rok starszy brat Wojciecha, do tej pory nie może ochłonąć. Zapala papierosa. Zastanawia się, dlaczego jego brata, który w 1972 r. na olimpijskiej skoczni w Okurayamie skoczył 111 metrów, deklasując niczym dzisiaj Adam Małysz swoich konkurentów potraktowano jak groźnego bandytę.
Zdjęcie olimpijczyka z pełnym imieniem i nazwiskiem oraz informacją, że jest poszukiwany listem gończym za znęcanie się nad rodziną jako pierwszy opublikował regionalny "Tygodnik Podhalański". - Wojtek znalazł się między bandziorami, którzy zamieszani są w zabójstwo "Pershinga". To pierwszy skandal. Drugi polega na tym, że za tą informacją poszła fama o znęcaniu się nad rodziną. Pan nie wie, co ja i moje dzieci przeżywamy - z oburzeniem mówi Halina F., pierwsza żona championa. Ogólnopolskie gazety, telewizje prywatne i telewizja publiczna podawały w głównych wiadomościach fałszywą informację o pastwieniu się nad rodziną. Podobnie polskojęzyczna rozgłośnia w Chicago, która w dodatku dotarła do wiadomości, że maltretowana kobieta żąda 40 tys. USD odszkodowania.
Chodziło o Marię B. - Mam dwa medale za pchnięcie kulą. Startowałam w biathlonie, ale bez efektów. Skończyłam Akademię Wychowania Fizycznego w Krakowie - mówi zapomniana sportsmenka. Obecnie prowadzi niewielki pensjonat w centrum miasta. Jej twarz jest równie łatwo rozpoznawalna jak oblicze jej adwersarza. Wystąpiła w telewizji, jako "ofiara F." udzielała wywiadów ogólnopolskim gazetom.
Halina F. od kilku dni pisze sprostowania do gazet, radia i telewizji. Wysyła je faksem. Niektórzy nie reagują, inni zamieszczają i przepraszają. Mówi, że na rozmowę zgodzi się, jeśli nie będziemy wracać do dni, kiedy z Wojciechem tworzyli jedną rodzinę. - To jest zamknięty rozdział. I żadnych fotografii czy kamer! - stwierdza.
Spokojniej do przeszłości podchodzi siostra oskarżonego. - Dziś przeżywamy ten sam scenariusz, co przed laty. Jak Wojtek przywiózł złoto, całe Zakopane, 25 tysięcy ludzi, witało go pod Tatrami, a w naszym domu dziennikarze zjawiali się codziennie od godz. 5, 6 rano. Mama całym tym tabunom gości robiła jedzenie. Drzwi się nie zamykały - wspomina Cecylia, siostra Wojciecha. Dodaje, że skoro "pani Maja" - bo tak nazywają w Zakopanem oskarżającą skoczka kobietę - czuje się maltretowana, to równie dobrze rodzina F. może żądać odszkodowania za znęcanie się i doprowadzenie do śmierci matki Wojtka.
Po igrzyskach zimowych w Sapporo F. startował jeszcze kilka sezonów, ale nigdy już nie osiągnął tak wysokiej formy sportowej. W 1976 r. wycofał się ze sportu. W tym samym roku pobrali się z Haliną. Mają dwójkę dzieci: 27-letnią córkę Beatę i 24-letniego syna Tomasza.
Wojciech zaczął jeździć po Zakopanem jako taksówkarz. - Brat za kołnierz nie wylewał. Teraz sportowcy mają sztaby pracujących nad nimi psychologów, wtedy były inne czasy - stwierdza Adrian F. Nie ukrywa, że w 1984 r. jego brat rozwiódł się z powodu wódki. Potem było różnie. Pojechał pierwszy raz do USA - nie wytrzymał nawet roku. Drugi wyjazd trwał rok. Przez krótki okres ważna była w jego życiu pewna mieszkanka Katowic, potem poznał Marię B. - To, co opowiedziała w jakimś wywiadzie, że znają się od Sapporo, to bzdury. Pracowała w sklepie meblowym w Zakopanem. Była zadbana, jeszcze wtedy jeździła cinquecento. To musiała być połowa lat 90., bo byli ze sobą dwa lata - mówi Barbara, bratowa Wojciecha.
Związek ten z pewnością był dla olimpijczyka najgorszym okresem w życiu. - Totalnie się staczał. To nie była historia Romea i Julii. Nadużywali alkoholu, a kłótnie i awantury zdarzały się codziennie. Wprowadzili się do naszej matki na Ciągłówkę. Matka była wiekowa i schorowana. Bardzo cierpiała, bo Wojtek z "Mają" zamienili dom w melinę. Normę dla nich stanowiły dwa litry wódki dziennie - mówi siostra olimpijczyka. Dodaje, że dwa tygodnie przed trzecim, ostatnim, wyjazdem brata do USA oskarżająca go kobieta przeniosła się na stałe na Ciągłówkę. - Terroryzowała moją matkę. Przeganiałam ją jak psa, bo tam zawsze pełno było butelek. W końcu zabroniłam jej się zjawiać w domu. Musiałam wymienić zamki.
Bratowa Barbara przypomina sobie, że ciągle trwały awantury: - Czasem mama bała się wracać do domu. Wojtek ululany, ona jak w amoku - nie trzeźwieli. To przez nią stracił samochód.
O tym, co się wtedy działo równie jednoznacznie wypowiada się Maria B. - No, damski bokser... To dlatego pierwsza żona się z nim rozwiodła, ale tego nie powie. To dlatego nie wytrzymała jego kolejna kobieta. A ja byłam o krok od śmierci. Wszystkie swoje zarzuty podtrzymuję, nawet po tych wszystkich obrończych wypowiedziach, po tych politykach, kolesiach sportowcach, którzy go nagle biorą w obronę.
Wojciech F. w 1997 r. uciekał z Zakopanego. - A co tu miał robić? Któregoś dnia "Maja" wysłała go po flaszkę, bo się akurat skończyło picie. Wsiadł w swojego volkswagena, którym woził turystów, i pojechał na Chramcówki. Pech chciał, że spotkał patrol. Sprawdzili go: 2,25 promila w wydychanym powietrzu. Zabrali prawo jazdy na dwa lata - wspomina brat olimpijczyka.
Za wielką wodą miał masę przyjaciół, ciągnęli go do siebie, więc rzucił wszystko i pojechał. Założył firmę sprzątającą. Pracował, poznał swą obecną żonę.
- Jak kolega Wojtka, Majerczyk wrócił z USA, to nam opowiadał, że "Maja" liczyła na to, że ją ściągnie. Posłał jej zaproszenie, ale nie dostała wizy - przypomina Adrian F.
- Byłam w Ameryce dwa lata. Nie na żadne zaproszenie Wojtka, bo mam swoją rodzinę - wyjaśnia Maria B. Kiedy pytam, skąd wzięła się kwota odszkodowania, 40 tys. dolarów, odpowiada, że to wymysł i fanaberie Wojciecha F.
- A ja jestem przekonana, że chodzi jej o pieniądze. Jak z nią mieszkał, to miałam zasądzone 400 zł alimentów na na każde dziecko. Pani "Maja" dostawała wtedy od swego eksmęża 200 zł na dwójkę swoich dzieci i dzwoniła do mnie z pretensjami, dlaczego na mnie sąd zasądził dwukrotnie większą kwotę - przypomina Halina F. Wylicza, że Wojciech postawił dom w stanie surowym. Woził tam córkę i mówił - dorośniesz, to będzie twoje. Kiedy poznał "Maję", sprzedał wszystko, a masę pieniędzy zainwestował w jej dom. - Urządzał jej łazienki, bramę podnoszoną na pilota, a jak mu się trafił wyjazd do USA, to jej zostawił konto otwarte. Opędzlowała je równo - stwierdza Adrian F.
- Jej się z Wojtkiem nie udało i nie dopuszcza do tego, żeby jemu ułożyło się z inną kobietą. Nie daje mu możliwości życia - dodaje jego żona.
Najbliższa rodzina wini także Wojciecha F. za to, że znalazł się za kratkami. - Jak sędzia zażądał od niego 10 tys. zł jako poręczenie, to mógł zapłacić. Ja bym zapłacił - stwierdza brat oskarżonego.
Od sierpnia były sportowiec poszukiwany był listem gończym.
- Podjęto decyzję o aresztowaniu na okres dwóch miesięcy. Oskarżonemu przysługuje prawo do złożenia wniosku o uchylenie tymczasowego aresztu - tłumaczy Marek Marchlewicz, przewodniczący wydziału karnego Sądu Rejonowego w Zakopanem. Dodaje, że zatrzymany sam jest winien formie, w jakiej się to odbyło - wiedząc, że od kilku miesięcy jest poszukiwany, nie zgłosił się do sądu. - Zatrzymanie było jedynym środkiem, jaki mogliśmy zastosować wobec braku kontaktu z poszukiwanym.
Oskarżony twierdzi, że o żadnym liście gończym nie wiedział. Najbliższych szokuje tryb, w jakim wszystko się odbyło.
- Przecież w piątek złożył wniosek o uchylenie tymczasowego aresztowania. Sędzia zażądał 10 tys. zł poręczenia. On stwierdził, że nie ma. Był przekonany, że najpierw rozpatrzą jego pismo. Nie spodziewał się, że to od razu, tego samego dnia, skończy się aresztowaniem. Do południa pismo, wieczorem areszt, noc na komendzie, w sobotę konwój do Sącza. On się nie spodziewał, że mogą go zeszmacić. Po co sędzia przyjął w piątek pismo, skoro wszystko naszykowane było wcześniej? Sędzia rozmawiając z nim wiedział, że w sobotę będzie konwój do Sącza. Przecież w soboty sądy i prokuratura nie pracują - wylicza Halina F.
Z drugą żoną, Marią, sportowiec przyjechał do kraju 19 maja. Był zawieszony w próżni - nie miał meldunku. Gdy wyjechał z Zakopanego, zmarła jego matka. - Mieszkanie było służbowe. Jak w 1997 r. pojechał za granicę, to w trybie zaocznym go wymeldowano - przypomina brat. Pyta, na jaki zatem adres sąd wysyłał wezwania na rozprawy. - Na mój adres tylko raz przyszła informacja o przyznaniu renty olimpijskiej.
Po powrocie do Zakopanego sportowiec kupił mieszkanie, ale ciągle nie był zameldowany. Budowa jeszcze nie była odebrana, awanturował się w urzędzie, żeby go zameldowali. - Jakieś trzy miesiące temu udało się zdobyć meldunek. No, bo nic nie można załatwić w banku, w urzędach. Udzielał wywiadów, udzielał się towarzysko. Pod Wielką Krokwią rozdawał autografy. To jak z nim nie było kontaktu? - denerwuje się Adrian.
Sam Wojciech F. zapewnia, że nie ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości. - Nikt nie mówił o żadnym liście gończym - stwierdził w wywiadzie dla "Dziennika Polskiego". - Z żoną jeździłem na Słowację, bo chciałem jej pokazać nasze strony. Byłem też na zaduszkach sportowych Komara i Ślusarskiego w Teatrze STU w Krakowie. Byłem zatrzymywany przez policję do rutynowych kontroli. I nic.
Nie sądzę, żeby Wojtek potrafił żyć poza Zakopanem. Może ze dwa, trzy tygodnie w Suwałkach czy nad morzem. Przecież głównym powodem powrotu z USA była tęsknota za Zakopanem, chociaż siedział tam pięć lat i dobrze się mu powodziło.
Znajomi ciągle pytają, dlaczego najbliżsi nic nie zrobili, nie wzięli adwokata, żeby sportowca wyciągnąć z więzienia. - Ciągle twierdzę, że on nie jest takim przestępcą, żeby nie mógł odpowiadać z wolnej stopy. To wygląda na ładnie zaplanowaną akcję - uważa brat.
Rodzina podkreśla, że liczy na pomoc środowisk sportowych, Polskiego Związku Narciarskiego, Polskiego Związku Olimpijskiego. - Nie chcemy go widzieć na Boże Narodzenie za kratami.
Wygląda na to, że ich życzenie się spełniło. Mistrz olimpijski wychodzi na wolność po tym, jak wiceprezes Polskiego Związku Narciarskiego Lech Nadarkiewicz wpłacił w poniedziałek 4 tys. złotych jako poręczenie majątkowe.
- To niech mu jeszcze złoty medal dadzą za osiągnięcia w prywatnym życiu. Ja od swoich oskarżeń nie odstąpię - zżyma się Maria B.
Olimpijczyk jest oskarżony z art. 207&1 kk, a więc o fizyczne i psychiczne znęcanie się "nad najbliższą osobą lub nad inną osobą pozostającą w stałym lub przemijającym stosunku zależności od sprawcy". W akcie oskarżenia znalazły się także inne zarzuty, dotyczące uszkodzenia ciała lub rozstroju zdrowia człowieka oraz grożenia innej osobie popełnieniem przestępstwa na jej szkodę lub szkodę najbliższych. W przypadku udowodnienia tych czynów mistrzowi olimpijskiemu grozi kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat.
- Znęcał się nie tylko nade mną, ale nad całą moją rodziną - twierdzi Maria B. i podkreśla, że nie ma w tej sprawie nic do ukrycia. - Chodzi o moich dwóch synów, mojego eksmęża i jego małżonkę. Mnie pobił tak, że straciłam przytomność - byłam bliska śmierci. Mam na to świadków, wypis ze szpitala i kasety z nagraniem jego wyczynów. Powtarzało się to przez cztery lata, kiedy byliśmy razem.
Fortunie nie będzie łatwo powrócić do normalnego życia. Czy spełni swą zapowiedź i opuści Zakopane na zawsze? Z pewnością będzie musiał zjawić się za dwa miesiące na rozprawie w tym mieście.
RAFAŁ GRATKOWSKI
***

Święta w domu
Wczoraj kilkanaście minut po godz. 13 mistrz olimpijski z Sapporo Wojciech F. opuścił Zakład Karny w Nowym Sączu. Wcześniej przez prawie pół godziny odbywała się procedura wypuszczenia zatrzymanego. Kilkakrotnie był szczegółowo sprawdzany, łącznie z ustalaniem tożsamości.
- Kiedy wszystkie formalności zostaną zakończone, każdy, kto wychodzi z Zakładu Karnego spotyka się na krótkiej rozmowie z dyrektorem ZK - powiedział zastępca ZK w Nowym Sączu Zdzisław Śliwiński. - Jest to typowa procedura. Wychodzący jest pytany, czy wszystko było w porządku i czy nie zgłasza jakichś uwag. Tak było i tym razem.
Kiedy zatrzasnęła się więzienna brama, Wojciech F. głęboko odetchnął. - Jestem niewinny i będę to udowadniał przed sądem. Domyślam się, kto stoi za tym, że znalazłem się w areszcie. Pewnie chodzi o to, żeby wyciągnąć ode mnie wszystkie pieniądze, które zarobiłem w Ameryce. Dzięki wam, dziennikarzom, i ludziom dobrej woli, święta spędzę w domu. W Zakopanem czeka nam mnie żona. Na razie nie zamierzamy wyjeżdżać spod Tatr. Cóż mogę powiedzieć? Do zobaczenia na skokach. (JEC)


Autor:
Źródło: Dziennik Polski
Dodano: 2003-12-17 00:00:00

Warto zobaczyć:

Centrum Informacji Turystycznej Budżet obywatelski Nowego Sącza dotacje-ochrona-srodowiska Zwiazek Powiatów Polskich Programy realizowane ze środków z budżetu państwa e-PUAP Nowosądeckie Forum Seniorów Nowosądecka Karta Rodziny Interwencja w sprawach nieporządku na terenach miejskich Stowarzyszenie Sądecki Obszar Funkcjonalny Punkt konsultacyjno-informacyjny programu Czyste Powietrze Realizujemy zadanie finansowane ze środków Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska Młodzieżowa Rada Miasta Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej

Copyright © 2002-2025 Urząd Miasta Nowego Sącza WCAG 2.0 (Level AAA) W3C

Polityka Prywatności i Cookies